4 lata z Emetem!

26 luty 2012 rok- to data, której nigdy nie zapomnę. Wtedy nie wiedziałam, że tak wiele zmieni się w moim życiu pod każdym względem. W zeszłym roku podsumowując nasze wspólne 3 lata, wzięłam pod uwagę nasze problemy, komendy, stosunek Emeta do różnych rzeczy. Mogłoby się wydawać, że właśnie tak widzę mojego psa- czy równo dostawił się do nogi, czy po przywołaniu biegnie kłusem czy galopem albo czy dotyka łokciami ziemi podczas warowania. Blog jest takim miejscem, gdzie mogę zbierać wszystkie nasze doświadczenia, problemy, daje mi motywację do pracy. Mało postów dotyczy mojego postrzegania psa, stąd ciężko o równowagę i komuś właśnie tak może się wydawać. Dlatego dzisiaj podsumowanie od drugiej strony, innej niż zeszłego roku. 

Zastanawialiście się, skąd u mnie pomysł na adopcję psa? Takiego pomysłu w tamtym momencie nie było. Od zawsze interesowałam się psami, uwielbiałam ich towarzystwo. Jednak słusznie twierdziłam, że nie mam szans przekonać rodziców na psa. Stąd od zawsze w naszym domu przebywały koty. W 2005 roku trafił do mnie mój największy Przyjaciel, z którym dane mi było być 5 lat. Odszedł niespodziewane, a ja od tamtej pory nie potrafiłam funkcjonować. Aby nie wciągać Was w długą i przykrą historię, powiem tylko że mówiąc mamie o tym, że chciałabym zabrać Emeta do domu, nie mogła pojawić się jakakolwiek inna odpowiedź. Każdy wiedział, że to ratunek. I dla mnie szansa na normalne życie. 
Równocześnie z radości pochodzącej od szczeniaka, czułam że cały czas brakuje mi dawnego Przyjaciela. Nie potrafiłam przywiązać się do Emeta, czułam że to zupełnie coś innego. Ja po prostu nadal nie mogłam pogodzić się ze stratą, nic mi nie mogło go zastąpić i w pewnym stopniu tak jest do teraz. Ta pustka zostanie na zawsze.
Szczeniak rósł, zaczęły pojawiać się problemy. Powodował nie tylko złość, ale i strach. Nadal ciężko zrozumieć mi jego szczenięce zachowania, wydaje się jakby to nie mogło zdarzyć się naprawdę. Nawet ja sama momentami zamykałam się za drzwiami, myśląc o tym czy małe czarne odgryzie mi rękę dzisiaj czy jutro. Mały Emet potrafił przebić drewniane drzwi na wylot, przeskakiwać kilkukrotnie ustawione przeze mnie cegły o wysokości 1,5m po to, aby dostać się do bramy z owczarkami. Wtedy już jego wędrówki wydawały się być najgorszym problemem, chociaż wynosiły ,,tylko" 500 metrów. Te problemy i mnóstwo innych sprawiły, że przestałam myśleć o przeszłości. Coś, co wydawało się wtedy horrorem, zmieniało moje życie na lepsze. Jego zachowanie jeszcze długo pozostawiało dużo do życzenia, ale ja już wtedy nauczyłam się od niego, że trzeba żyć tu i teraz. 
Na początku wszystko doprowadzało mnie do szału, a mojego słodkiego szczeniaczka mogłam pogłaskać jedynie w nocy, aby choć trochę się nim nacieszyć. Poza tym nie było chwili spokoju, a ja patrząc na niego zastanawiałam się, jak mogę poprawić nasze życie. Pracowaliśmy nad wieloma problemami, a każdy z nich wymagał ogromnej cierpliwości, której na początku mi brakowało. Tego też zaczął uczyć mnie mój pies...
Kiedy już wiedziałam, co trzeba zrobić i jak, oczekiwałam szybszych rezultatów, pomimo sporej wagi problemów. Skoro tak dużo pracowaliśmy, dlaczego praktycznie nic nie szło do przodu? Psy uczą pokory i o tym jestem przekonana najbardziej. 
Dzieciństwo poza wakacjami spędzałam w domu. To było lekkie zderzenie z rzeczywistością - kiedy nagle trzeba wychodzić kilka razy dziennie i to niezależnie od pogody. Dzisiaj nie potrafię inaczej i jest to dla mnie część życia, a nie obowiązek. Biegam też dzięki niemu, to Emet jest największą motywacją i zaczynając biegać z psem aby spożytkować jego energię nie sądziłam, że tak wiele dobrego zrobię też dla siebie. 
W końcu kiedy nasze relacje zaczęły się poprawiać, zaczęłam wychodzić do ludzi. Pierwsze szkolenia, pierwsze wizyty na wybiegach i grupowe spacery. Wszystko było dla nas nowe, ale zdaje się że to ja miałam z tym najwięcej problemów. Dzisiaj nie wiem, jak mogłam tak żyć - bez odwagi do ludzi, do zawierania nowych znajomości. To bardzo ważne, a to kolejne cechy które zawdzięczam mojemu psu.
Moje przywiązanie do Emeta nie przyszło od razu, musiało minąć trochę czasu zanim zrozumiałam, ile ten pies daje mi w zamian poza swoimi wybrykami. Poza tym później było łatwiej, bo zaczęliśmy spędzać ze sobą także piękne chwile, chociaż wydawały się zupełnie zwyczajne. Ale to właśnie tego oczekiwałam - aby móc żyć normalnie, w spokoju, czerpać z życia jak najwięcej, razem z psem. Pomimo nauki nowych komend i sztuczek (które były i nadal są drogą do kontrolowania jego emocji), dla mnie najbardziej wartościowe pozostawały codzienne spacery i zwyczajne spędzanie czasu razem, które uważam za prawdziwe chwile szczęścia w życiu z psem i absolutnie obowiązkowe do uzyskania partnerskiej relacji. Im więcej wiem, tym więcej mu zawdzięczam i tym bardziej czuję, że jestem mu winna jeszcze wiele. To nigdy się nie zmieniło i pomimo całej otoczki naszego życia w postaci treningów, postrzeganie przeze mnie Emeta będzie takie samo. 
Muszę jeszcze dużo się nauczyć, przed nami też wiele problemów do przepracowania. A przede wszystkim wiele wartościowych chwil i sytuacji, które zmieniają nas na lepsze. To wspaniałe poczucie i dożywotni dług wdzięczności za to, co mnie spotkało chociaż nadal wydaje mi się, że to dopiero początek :).

Komentarze

  1. Psy obracają nasze życie do góry nogami, ale i to ma swoje zalety. :) Gratulujemy Wam tych czterech cudownych lat, oby było ich jak najwięcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. To takie małe urodziny Emeta i Twoje, wyjątkowa data, więc kolejnych tylu lat i jeszcze więcej Wam życzę! :)
    Początki zawsze są trudne. Sama pamiętam, że miałam momenty, kiedy po prostu miałam dość. Ciągłe podgryzanie, problemy ze smyczą - raz ciągnie, raz się zapiera, spacery były udręką. Dziś na spacery wychodzę z chęcią (jeśli już przełamię wewnętrznego lenia ;P).
    Wszystko idzie w dobrym kierunku, zaszliście bardzo daleko, ale też jeszcze wiele przed Wami. Będą przykrości, ale pewnie też wiele radosnych, śmiesznych chwil, które jak widzę, doceniasz całym sercem :)
    Pozdrawiamy; psotaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten czas leci tak szybko, nie spodziewanie. Na prawdę to już 5 lat? Dość późno trafiłam na waszego bloga, nie myślałam, że to aż tyle.

    Życzę wam kolejnych pięciu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepszości!! Życzymy kolejnych i kolejnych wspólnych lat z sukcesami, małymi i większymi :) Nam lada moment strzeli 9 lat z Shadowkiem, a z Rastą mamy na liczniku już 6. Tylko ja nie wiem kiedy to zleciało...

    OdpowiedzUsuń
  5. Życzę Wam wieluuuu wspólnych lat razem!! :D Ola, odwaliłaś kawał roboty, wielki szacun! :) Mam nadzieję, że poznam w końcu Emeta! :D
    Dużo serduszek dla Was 💛❤💜💚💙

    OdpowiedzUsuń
  6. Życzę Wam jeszcze wielu, wielu wspólnie spędzonych lat!
    Psy uczą nas bardzo wiele i najważniejsze to umieć to docenić :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O, dzisiaj mija u nas 4 rok, odkąd mój psiak jest ze mną! Niech Emet jest z Tobą sto lat! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. 4 lata to i tak mało czasu, by zdążyć poznać zupełnie wszyściutkie możliwości Psa. Może dlatego, że poznajemy je całe życie, przebywając z Psem kilometry, chodząc na wspólne zawody i ciesząc się każdą chwilą. Psy otrzymały zbyt piękny dar, jakim jest uczenie ludzi cierpliwości, kochania i lepszego życia. Staję się nudna, bo powtarzam to praktycznie codziennie, ale to ważne. Ważne dla mnie, dla Ciebie, dla wszystkich, którzy wkładają trud i wysiłek w wychowanie i szkolenie Psa, poznawają Jego możliwości całe życie, cały czas, bez przerwy i na dodatek ucząc się, szkoląc swoje umiejętności.
    4 lata to zdecydowanie zbyt mało czasu. Emet ma być z Tobą co najmniej 15 lat, bo jest super Psem i zasłużył na takiego przewodnika, jakim jesteś Ty. Lepiej nie mógł trafić. Każdy Twój kolejny Pies (oby było ich jak najmniej, wiesz co mam na myśli - długość życia Psa) będzie strzałem w dziesiątkę, ten Pies będzie miał wspaniałe życie mimo Twoich studiów i Twojej nauki, jednak ja i wszyscy Twoi czytelnicy wiedzą, że mimo sporej ilości nauki, bardzo sporej, bo sama mam siostrę na studiach i wkuwa dniami, dajesz radę. Dajesz radę mimo przeciwności losu, bo chcesz, bo to Twoja pasja, pasja na całe życie! A ja wciąż powtarzam, że trzeba tylko w siebie uwierzyć i ruszyć tyłek, bo tylko to przyniesie efekty. Wiem co mówię, Ty też wiesz, bo chyba obie tego doświadczyłyśmy, wszyscy tego doświadczyli. Każdy wie, jak trudnym krokiem jest zdobycie motywacji, na to potrzeba na prawdę dużo czasu i cierpliwości i wiary. Bo motywacja to nieodłączony krok działania.
    Spędziliście ze sobą wspaniałe 4 lat. Po cichu mam nadzieję, że tych 4 lat będzie więcej, więcej i więcej. Bo Wasza praca i Wasz wysiłek nigdy nie idzie na marnę. Kochacie się i to widać, można wywnioskować z każdego Twojego postu.
    Każdy kolejny Pies doprowadza kogoś do szału, bo każdy Pies ma inny charakter i często nam jest trudno się do tego przystosować. Po jakimś czasie idzie z górki, ale znów pojawiają się przeciwności. Ale trzeba z nimi walczyć :).
    Wiesz, co chcę Ci przekazać pisząc ten komentarz. Masz ode mnie nadmiar komplementów i możesz na to liczyć dalej. W każdym komentarzu staram się pisać coś od serca, by dalej Was motywować i żeby wszystko co złe odczepiło się od Was i myślę, że tak jest. Emet chyba też czuje, że masz sporo motywacji. Biegasz dzięki Niemu, Twoje życie obróciło się niespodziewanie i to dzięki Emetowi.
    Emet mój kochany - masz dalej motywować swoją super Panią, bo i Ty i Ona na to zasługujecie :D. Żyj jak najdłużej i jak najczęściej pozytywnie zaskakuj osobę, dla której jesteś motywacją. Nie jestem dobra w wymyślaniu życzeń, ale mam nadzieję, że domyślasz się, że chodzi mi tutaj o WSZYSTKO CO NAJLEPSZE. Zawsze, wszędzie i w jakikolwiek sposób. W taki sposób, żeby Wam żyło się jeszcze lepiej, jak najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
  9. "Tylko" pies, a tak naprawdę istota wyjątkowa i potrafiąca tyle zmienić, tyle zmienić na lepsze... pięknie to napisałaś, życzę Wam jeszcze wielu, wieelu, takich lat pełnych sukcesów :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Oo to sporo już razem przeszliście. Życzę Wam jak najwięcej wspólnie spędzonych lat!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Czas niestety leci bardzo szybko, ale to dopiero 4 lata, życzę Wam jeszcze sporo takich czwórek! Samych sukcesów z Emetem, wiele przeszliście. Wszystkiego najlepszego, no i przede wszystkim zdrówka bo bez tego nie będzie za ciekawie. ;)
    cztery-lapy-jeden-nos.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. To już cztery lata, super :) Nam z Leosiem minie zaraz 11 lat. Ach, ale dobrze się trzyma mój piesio. Oby jak najdłużej. Buziaki dla Ciebie i miziaki dla Emeta :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Masz przepięknego pieska!:) Nim się obejrzysz, będzie miał już 5, 10 lat i więcej. Ten czas z nimi tak cudownie, szybko leci... <3

    Pozdrawiam,
    www.hoe-e.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. "Muszę jeszcze dużo się nauczyć, przed nami też wiele problemów do przepracowania. A przede wszystkim wiele wartościowych chwil i sytuacji, które zmieniają nas na lepsze. To wspaniałe poczucie i dożywotni dług wdzięczności za to, co mnie spotkało chociaż nadal wydaje mi się, że to dopiero początek :" Super podejście! Oby dalej było tylko lepiej i lepiej!

    OdpowiedzUsuń
  15. 100 lat Emet <3 Cztery lata, jak to zleciało szybko :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Cudownie czytało mi się tę notkę. Ten sentyment, te uczucia, ta radość z tego, że psie serduszko bije obok ciebie ♥
    W maju Nel skończy 2 latka i również będę wspominać, jak wywróciła moje życie do góry nogami. Ale na lepsze, tylko na lepsze ;)
    Sto lat, sto lat ! ♥♥♥ Życzę Wam cudownych chwil razem!
    Pozdrawiamy ciepło i zapraszamy do nas na http://czarnekudelki.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudownie czyta się takie notki... Zwłaszcza, jak zna się Was od tej "doskonałej" strony nie mając pojęcia o przeszłości :) Dochodzę do wniosku, że ja miałam z moją psiną po prostu za lekko i dlatego doceniam ją dopiero teraz... I przez to tak późno wzięłam się za pracę nad naszą relacją. Mi też ciągle wydaje się, że to dopiero początek.
    Dużo zdrowia przede wszystkim dla was obojga :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Mój ukochany pies odszedł ponad rok temu temu :( Dręczą mnie wyrzuty sumienia, bardzo za nim tęsknię, nie chcę mi się żyć... Nie mam po co.
    Powinnam pracować od kilku miesięcy, a siedzę w domu i nic nie robię - ale tutaj przyczyną jest również lęk przed ludźmi.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz