Nasz największy problem i droga do jego rozwiązania

Dzisiejszy post jest śliśle związany z tym poprzednim, w którym opisałam na czym polega metoda ,,spalenia miski'' (klik), a także z wyjazdem do Łodzi, po którym wszystko zaczęło się gwałtownie zmieniać (klik). Jeśli coś nie będzie w tym poście zrozumiałe, powinno się wyjaśnić w poprzednich.

MOJE BŁĘDY I DORASTANIE EMETA
Emet niedawno skończył umownie 3 lata (bardzo dziękujemy za wszystkie życzenia!). Czy to dużo? Myślę,że nie dlatego, że zaczął dorastać w wieku około dwóch lat. Mam na myśli to, że wtedy jego zachowanie zaczęło się zmieniać. Niektóre problemy odeszły (jak podgryzanie czy skakanie), ale za to pojawiły się zupełnie nowe (jak lęk na różne dźwięki). Jak na dużego psa wiek jego dorastania można przyjąć za prawidłowy. Wiadomo, że im dalej tym rozwiązanie długotrwałych problemów jest cięższe do wyeliminowania.
U nas tym problemem zawsze była nadmierna ekscytacja (właściwie wszystkim), ale głównie chodziło o psy i wszelkie poruszające się obiekty. Jako początkująca właścicielka psa nie miałam w głowie takich pojęć jak ,,skupienie psa na przewodniku'' czy ,,nauka ignorowania otoczenia''. Oczywiście, dużo rozmawiałam i czytałam na ten temat, Emet od początku uczony był przywołania czy podstawowych komend ale też od początku miał skłonności do ucieczek. Wtedy nie pomyślałam, że może być coś takiego jak zapięcie psa na długą linkę. A wtedy byłoby to o wiele łatwiejsze i w przypadku szczeniaka pewnie przyniosłoby szybkie i skuteczne efekty. Teraz to linka nie jest dla Emeta żadnym ograniczeniem. Mogłabym tu pisać dalej o błędach jakie popełnianiam (a raczej o rzeczach, których nie robiłam). Dlatego zawsze powtarzam, jak ten pies wiele mnie nauczy. Na pewno przy kolejnym szczeniaku od początku zajęłabym się wszystkimi podstawami (jak skupienie, balans pomiędzy jedzeniem a zabawą, wymiana zabawek i wiele innych przydatnych rzeczy, które pokazują psu, że to człowiek jest dla niego najlepszą rzeczą na świecie i wcale nie mam tu na myśli tylko obedience, ponieważ moim zdaniem fundamenty warto jest przerobić z każdym psem). Mogłabym się dalej nad tym rozwodzić, ale nie o to chodzi żeby oglądać się za siebie, bo psy żyją chwilą. Musiałam dogłębnie przemyśleć nasz problem i znaleźć sposób na jego rozwiązanie.

KOLEJNE PROBLEMY I ICH ROZWIĄZANIE
Na początku problem, który teraz wydaje mi się tak bardzo prosty do rozwiązania w przypadku szczeniaka. A tutaj musiałam poradzić sobie z 45kg psem. Chodziło o wyrywanie się na smyczy do psów i innych poruszających się obiektów. Poradziliśmy sobie dość szybko (około miesiąc), było to mniej więcej w zeszłe wakacje czyli kiedy Emet miał niecałe 2 lata. Wcześniej mieszkaliśmy poza miastem (spacery tylko po lesie lub pustych drogach), nie wyjeżdżaliśmy dużo, jak już  to na wieś więc ten problem zaczął rzucać mi się w oczy dopiero po przeprowadzce kiedy musialiśmy mijać się blisko z innymi psami. Problem został opanowany przez wydawanie prostych komend przy innych psach, zaczynając od dużych odległości. Jednak zawsze musiała być wydana komenda, czasami ze wspomaganiem reką lub smakołykiem. Dla mnie to już była duża ulga.

Wszystko powiązane było z emocjami, które z wiekiem nie były już tak uciążliwe, więc zmniejszyła się zaciętość Emeta w tym, że musi dostać i osiągnąć to, co on chce w danym momencie. Jak wspomniałam wyżej, jeśli chodzi o skakanie na ludzi, podgryzanie czyli wszystko, co związane było z wysokim poziomem emocji, skończyło się w miarę dorastania. Próbowałam wcześniej wypracować to wydawaniem komend, ignorowaniem lub nagradzaniem za spokój, jednak wiek odegrał tu największą rolę.

NAJBARDZIEJ ISTOTNY PROBLEM
Pozbyliśmy się więc części problemów.
Został największy- brak skupienia na mnie przy rozproszeniach. Był on dość poważny, ponieważ musiałam zacząć szukać mało uczęszczanych ścieżek aby Emet mógł porządnie się wybiegać (w innym wypadku znów kumulował się w nim ogrom energii, co z powrotem zaczęło się przekładać na np. podgryzanie w ekscytujących dla niego momentach, jak wyjścia w nowe miejsca). Poza tym w przypadku silnych rozproszeń (jak atakowanie czy zachęcanie do zabawy przez inne psy na smyczy) powracało wyrywanie się na smyczy.
Zaczęliśmy jeździć na treningi (najpierw dwa z posłuszeństwa, później obedience) w kwietniu tego roku. Na zajęciach posłuszeństwa byliśmy chwaleni za to, co wypracowaliśmy czyli wszystkie przydatne komendy na co dzień i wzajemne zrozumienie z psem. Nie było tam możliwości ćwiczenia wśród innych psów (chyba że na kursie grupowym, na który nie mogłam się zapisać) więc po dwóch zajęciach skończyliśmy z opinią ,,psa z dobrym posłuszeństwem'' (nic dziwnego, bo bez rozproszeń zawsze pracowało nam się świetnie, poza tym co może być ciekawszego na pustym placu od smakołyków i zabawek?) i radą na dalsze ćwiczenia przy innych psach, bo w końcu będzie lepiej. Wiedziałam, że to nie jest takie proste skoro przez dwa lata ćwiczyłam uparcie z myślą, że ,,w końcu będzie lepiej'' bez jakiś bardzo widocznych efektów. Trafiliśmy na treningi obedience do innej osoby, zajęliśmy się wszystkimi fundamentami (niektóre już przerobiłam z nim sama wcześniej). Emet wykazał się naprawdę szybkim tempem nauki, świetną świadomością ciała, myśleniem i słuchaniem mnie, reagowaniem na moje sygnały. I tak dalej lecieliśmy z kolejnymi ćwiczeniami, wszystko to sprawiało nam naprawdę ogromną radość. Zamierzenie było takie- obedience otwiera na człowieka, pomoże nam zbudować silną relację, skupi psa na mnie i tak dalej. Emet faktycznie zaczął zwracać większą uwagę na moje wszelkie sygnały (wiele ludzi stosuje to pojęcie ,,bardziej karny'', nie mam na myśli karcenia). Jednak kiedy już próbowaliśmy ćwiczyć w obecności innego psa, nagle przestałam być dla niego ciekawa i problem z brakiem skupienia przy rozproszeniach pozostawał. Bezradni na jego ,,miłość'' do psów, ćwiczyliśmy dalej.

DLACZEGO TAK ISTOTNY?
Większość pewnie wie, do czego może doprowadzić wysoki poziom energii u psa. Jeśli ktoś z Was jest zwolennikiem Cesara, wie o tym bardzo dobrze. I tutaj zupełnie się zgadzam z tym, że dalszy taki stan u Emeta w każdej chwili mógł przerodzić się (głównie) w agresję. Droga jest prosta: ekscytacja-frustracja-agresja.


ROZWIĄZANIE TEGO PROBLEMU
W końcu podczas jednego treningu (a raczej podczas próby ćwiczenia przy innym psie)- było to 25.10.2014r czyli prawie miesiąc temu- została zaproponowana mi metoda dawania jedzenia tylko przy innych psach. Metoda opisana w poprzednim poście- odnośnik u góry- w skrócie : pojawia się pies, Emet ma luźną smycz- ja staję w miejscu i wymawiam jego imię- czekam aż odwróci się do mnie- sięgam po jedzenie do saszetki (takie samo jakie dostawałby w misce) i nagradzam go. Jeśli wróci do psa- znów czekam.
Starałam się wszystko zapisywać.

ETAPY NAUKI
27.10-7.11 (13 dni) 
Po dniu głodówki zaczęliśmy stosować się do rady danej na treningu. Na początku czekałam średnio 4 sekundy na reakcję czyli na odwrócenie się od psa do mnie po wydaniu jego imienia. Z każdym dniem efekty były coraz większe, więc z dnia na dzień jego zachowanie zaczęło się zmieniać. Po kolei pojawiały się małe osiągnięcia, jak odwołanie od biegnącego obok luzem psa, od psa zachęcającego do zabawy, czy szczekającego/warczącego na niego. 31.10 rano reakcje były natychmiastowe, a za którymś razem tego dnia Emet sam zaproponował kontakt wzrokowy widząc w oddali psa. To wtedy mogłam uznać, że rozumie zasady- tylko obecność innego psa da mu jedzenie. Ważny jest tu fakt, że zawsze miał pewien niedosyt- o czym wspominałam opisująć tę metodę w poprzednim poście.
8.11-teraz (13 dni)
Sprawa była w większości jasna, jednak chciałam skonsultować się z drugą osobą na temat naszego problemu i słuszności tej metody (chociaż już wtedy, widząc efekty, byłam do niej przekonana). Pojechaliśmy więc do Łodzi 8.11 (krótko opisałam wyjazd- klik, krótko właśnie na rzecz tego postu). Nie robiliśmy nic wielkiego, po wyjściu na halę oczywiście Emet skoczył na trenera, po czym zawiesił się na smyczy w kierunku siedzących ludzi. Powiedziałam, że identyczny problem jest przy psach pomimo dużej pracy w to włożonej.
Zadał mi pytanie: czy mój pies wie, że mam przy sobie jedzenie (swoją drogą, śmiał się że sam by takie zjadł i że jego pies zrobił by za taki kawałek mięsa cały przebieg)? Odpowiedziałam, że wie (jasne jest, że psy wyczują wszystkie smakołyki pochowane po kieszeniach). Zadał kolejne pytanie: dlaczego więc sam się nimi nie zainteresował? Odpowiedziałam: dlatego, że nie jest głodny. I ta cała wymiana zdań jest właśnie kluczem do zrozumienia całego problemu, większość została przeze mnie opisana poprzednio ale muszę to powtórzyć. Jaki sens miało proponowanie Emetowi najlepszych smakołyków kiedy ich nie potrzebował (nie był głodny, jedząc poprzedniego wieczoru porcję mięsa + mając zapasy tłuszczu)? W każdym innym momencie mógłby mi odgryźć palce razem z jedzeniem (w przenośni)- jest bardzo łakomym psem jeśli o to chodzi. Ale w momencie, kiedy pojawiało się silne rozproszenie, jedzenie przestawało być dla niego ważne- przecież dobrze wiedział, że zawsze dostanie jedzenie w misce, więc nawet nie zdąży zgłodnieć bo pańcia zaraz mu zaserwuje pełną miskę mięsa z dodatkami.
I to dlatego pięknie współpracował kiedy byliśmy sami, przyjmując wszystkie smakołyki. I to dlatego nie współpracował przy psach, ponieważ to one w tym momencie stawały się ważniejsze niż jedzenie, które i tak zaraz mógł nadrobić. Bo przecież psy w przeciwieństwie do jedzenia zaraz znikną i już się nie pojawią - wniosek logiczny, ale wymagający czasu i konkretnego pokazania tej metody.
Po wyjeździe nieco zmieniły się zasady- imię w celu zwrócenia uwagi przez psa wypowiadane jest bardzo rzadko (zwykle przy silnym rozproszeniu jak zachęcanie do zabawy przez innego psa), nagradzam też momenty w których Emet sam zaproponuje mi kontakt nawet jeśli w pobliżu nie ma nic ,,ciekawego''.

EFEKTY
Po zastosowaniu się do nieco zmienionych zasad metody po wyjeździe, proponowanie kontaktu wzrokowego przez Emeta było wręcz naturalne, a widok innego psa zaczął oznaczać automatyczne skupienie na mnie. Poza tym Emet zaczął zwracać na mnie jeszcze większą uwagę, skończyło się wyrywanie do ludzi podczas rozmowy z nimi. Dla mnie bardzo istotny jest także brak jakiegokolwiek sprzeciwu i kombinowania, kiedy odchodzimy od znajomego psa kończąc z nim spacer (dawniej trwało to kilkanaśnie minut, najpierw wyrywanie się, próby ucieczki, podgryzanie mnie i skakanie, później odwracanie się do tyłu za psem którego dawno już nie było, kiedy już przestał ze mną ,,walczyć''). Dodatkowo zaczął przychodzić do mnie tak po prostu, żeby się przytulić. Zaczał merdać ogonkiem na mój widok (wcześniej zdarzało się to raczej tylko podczas moich powrotów do domu). Stał się bardziej zależny ode mnie, a to wszystko sprawia że nie raz pojawiają się w moich oczach łzy szczęścia.

CZY BYŁO WARTO?
Myślę, że moja odpowiedź jest już jasna pisząc o łzach szczęścia, ale chciałam nawiązać do niektórych komentarzy odnośnie ,,spalenia miski'' z którymi nie do końca się zgadzam, ale też się nim nie dziwię. Oczywiście, metoda może wydawać się kombinowaniem, bo ,,miejsce psa jest przy misce''. Pomyślcie jednak przez chwilę w ten sposób co ja- jeśli przez 2,5 roku problem nie zniknął, a pojawiła się metoda która pomogła w nim i zmieniła psa przez 26 dni pracy to chyba warto? Warto to mało powiedziane. Właściwie może się to wydawać nie końca realne. Ja, widząc skalę problemu a także osoby, które znały Emeta wcześniej i widzą jego zmianę obecnie, wierzą w 100% słuszność tego, co zrobiliśmy aby ten problem pokonać. Czy musieliśmy coś poświęcić? Nie sądzę, aby zmniejszone dawki jedzenia przez miesiąc dla Emeta który i tak ma zapasy tłuszczu były argumentem przeciw. Zresztą jak na razie nie chudnie, nie jest głodny i ma się dobrze ;). Właściwie nie widzę na ten moment argumentów, dlaczego nie warto byłoby próbować.
Rozumiem, że dla niektórych ta metoda jest zupełnie bez sensu, teraz wiem dlaczego tak jest. Przecież nie mogę wymagać od wszystkich, aby znały dogłębnie nasz problem bo jest to nierealne. Oczywiście większość wypowiedzi pojawiła się po niedokładnym przeczytaniu postu, co jest oczywiście inną sprawą.

CO DALEJ?
Na treningu usłyszałam, że po 3 tygodniach kiedy puszczę Emeta luzem przy innych psach, nie będzie miał powodu aby się ode mnie oddalać. Oczywiście jest to czas orientacyjny. To zdanie stanowi dla mnie nadal ogromną motywację. Minęły niecałe 2 tygodnie, myślę że za mniej więcej tydzień będę próbować sprawdzić go w takiej sytuacji, idąc na spacer/trening z innym psem. Jasne, na smyczy jest idealnie i Emet nie widzi świata poza mną (a przede wszystkim poza jedzeniem, które mu daję) i przełożenie to na odwołanie od innych psów/ludzi powinno być jak najbardziej realne, to samo sprawdzenie tego będzie wymagało ode mnie sporej odwagi, żeby w końcu puścić psa w miejscu, gdzie ktoś może się pojawić.
Będę na bieżąco o tym wspominać na blogu, głównie po kolejnej próbie treningu w obcym miejscu przy innym psie, kiedy to będę mieć jasne porówanie z próbą ćwiczeń z 25 października tego roku. Jestem pewna, że będzie dobrze bo oczywiście były już próby większego skupienia przy innym, znajomym psie, podczas rozmowy z jego właścicielką po czym też byłam niesamowicie zaskoczona.Teraz kwestia dojścia do całości treningów tak jak było kiedyś z tą różnicą, że teraz już przy innych psach a także moja odwaga odnośnie puszczania nie tylko na wąskich, leśnych ścieżkach.

***
Dlaczego zdecydowałam się napisać ten post?
Jestem świadoma tego, że niewiele osób opisałoby na blogu jakieś ,,techniki'', które dodatkowo przynoszą takie efekty przy rozwiązywaniu trudnych problemów. Ja myślę trochę inaczej- po pierwsze, nie jestem jeszcze żadną doświadczoną osobą, która mogłaby już świadomie szkolić psy, pomagać innym i na tym zarabiać, po drugie- wiem, że gdybym kiedyś natknęła się na tego typu informacje nie musząc jechać na szkolenia (przecież nie każdy może sobie na to pozwolić), nasze problemy trwałyby znacznie krócej. Poza tym nie są to żadne tajne informacje, do których potrzeba ogromnego doświadczenia, bo też nie lubię ,,sprzedawać'' takiej wiedzy. Może po prostu nikt nie opisał tego w szerszy sposób? I wcale nie było mi łatwo przekazać wszystko to co chcę w miarę zwięzły sposób. Dlatego będę szczęśliwa, jeśli chociaż kogoś nakieruję na dobrą drogę. Pamiętajcie, że ja też tylko się uczę i jak każdą inną metodę, najpierw należy dopasować do danego psa.


Było to niezwykle proste, ale czasami tak jest że ktoś nas musi oświecić.
Wzmianki o obedience nie może zabraknąć- w związku z tym, że jesteśmy już bliziutko skupienia przy innych psach- od wiosny mamy szansę dołączyć do cyklicznych treningów. Wszystko zaczyna się układać- ja zyskałam spokój i ,,nowego'', cudownego psa. Emet zyskał stabilność i zrozumiał, że nie samym szaleństwem pies żyje, że inne sprawy mogą być o wiele ciekawsze i dające bardziej opłacalne skutki.

Komentarze

  1. Szkoda, że ma problemy, ale mam nadzieję, że coś z niego wyrośnie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja myśle ża najważniejsze że masz chęci i robisz wszystko by rozwiązać probemy, znalazłaś odpowiednie metody które działają. Ludzie mają swoje zdanie, psu nei dzieje sie żadna krzywda! Dbasz o niego naprawdę na medal Nie jedna osoba pozbyła by sie problemu.... a z tego co wiem masz psa z azylu. Jak dla mnei chwała Ci za to, i oby więcej takich odpowiedzialnych właścicieli jak Ty!

    OdpowiedzUsuń
  3. Grunt to się nie poddawać i walczyć dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja Cię niesamowicie podziwiam, za pracę z Emetem. Zresztą już Ci to pisałam (tak myślę :D).
    Psiak ma cudowną Panią!

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo przydatne informacje!
    Moja droga błędy popełnia każdy z nas na drodze wychowania psa i go niezależnie jak duży mamy staż i doświadczenie w opiece nad psami. Fajnie, że prowadzisz notatki bo to bardzo pomaga. Ją za Was trzymam kciuki i gwarantuje że dzięki takiej pracy uzyskasz takiego samego anioła jak mam ją:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. podziwiam cie, ze tak bardzo dbasz i walczysz o wszystko najlepsze dla pieska :) super!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze ze walczycie i się nie poddaje cie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Za to właśnie bardzo lubię Twojego bloga i bardzo szanuję Ciebie jako osobę, blogerkę. Twój blog jest prawdziwy, życiowy, opisujesz sytuacje w których brałaś udział i metody, jakimi starasz się z nimi radzić. Bez owijania w bawełnę, słodzenia najbardziej popularnym szkoleniowcom i metodom, bez idealizowania swojego psa. nie boisz się ewentualnych negatywnych komentarzy i wyjścia na jaw wad Emeta. Świetnie się to czyta i jest to jeden z najbardziej pomocnych dla mnie blogów. Poza tym często zdaję sobie sprawę, że starałam się robić coś bardzo podobnego, ale inaczej to nazywamy i opisujemy. Oby tak dalej, ja będę wiernym czytelnikiem :D
    Co do Emeta- nie wierzę w dobre i złe metody tak do końca. Cezar czasem też ma rację i czasem trzeba wykonać na prawdę ciekawy miks, zostać zmieszanym z błotem przez wszystkich dookoła i… zaliczyć sukces. Ważne, że Tobie miksy się udają :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Twój blog jest obecnie moim głównym źródłem wiedzy o psach :) Kompletny laik, kociara, czyta Twoje posty z zainteresowaniem:) Zawsze chciałam mieć psa, ale wydają mi się strasznie skomplikowane i łatwe do "zepsucia", chyba będę musiała na zawsze zostać tylko przy kotach :/

    OdpowiedzUsuń
  10. Wielkie dzięki za ten post!
    Mój Kermit rzuca się na spotkane psy. Zastanawiałam się skąd się to wzięło, bo na początku bardzo lubił inne psy, potem coraz bardziej się na ich widok ekscytował, a teraz jak słyszy psa to jest mega podniecony i gdy już go zobaczy to się rzuca (większość spotykanych przez nas psów, to te drące się za ogrodzeniem). Nie mogłam zrozumieć skąd wzięła się ta agresja, wiedziałam że raczej nie jest ona spowodowana lękiem, Kermit nie jest też psem który nienawidzi innych czworonogów i chciałby każdego spotkanego zabić, bo na spacerze z moją znajomą i jej psami, biegał luzem i bawił się z nimi, poza tym zanim do mnie trafił mieszkał w schronisku pełnym psów i nie sprawiał problemów. Dzięki tobie mnie oświeciło - nadmiar emocji zaczął przeradzać się w agresję.
    Od jutra zaczniemy wypróbowywać twoją metodę :).

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobrze, ze trafilas na odpowiednia osobe, ktora uswiadomila Ci, jak to poprawnie ma wygladac. Niesamowite, ze tak szybko widzisz rezultaty. 3mam mocno kciuki, zeby za tydzien wszystko przebieglo zgodnie z planem i czekam na relacje :)
    Bardzo dobrze, ze opisalas problem i metode, z pewnoscia Twoja wiedza moze sie komus przydac - tak, jak piszesz, nie kazdego stac na wyjazdy na treningi, itd.

    OdpowiedzUsuń
  12. Strasznie dużo czasu poświęcasz na wychowanie psa, szacun. Na pewno wielu właścicielom psów dowiodłaś, że nie ma rzeczy niemożliwych do wykonania, mnie też.

    Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja ciągle mam nadzieję, że wiek zrobi swoje, ale też zawsze staram się mieć przy sobie coś "innego", jakieś smaki, których nie ma w misce. Ale oczywiście różnie to wychodzi. Psy "znajome" są mniej atrakcyjne, te zupełnie nowe wzbudzają ekscytację, najlepiej byłoby zapoznać się ze wszystkimi w promieniu 3 km :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie poddawajcie się :-) potrzeba czasu

    OdpowiedzUsuń
  15. U nas również istotnym problemem jest pracowanie w rozproszeniach. Kaprys nigdy nie potrafi się na mnie skupić w obecności innego psa, co mowa o kocie.. Jeżeli pozwolisz, wypróbujemy waszą metodę, na dawanie jedzenia przy innych psach. Co prawda nie zawsze smakołyk jest interesujący przy superowym szczeniaczków, ale kto wie! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo ciekawy blog! Zaobserwuję :D. Zapraszam też do mnie. ilovedogs191.blogspot.com
    WIELE ZMIAN!

    OdpowiedzUsuń
  17. Każdy pies miewa jakieś problemy, grunt żeby się nie poddawać! :D

    Blog foto
    Blog o Okruszku
    POZDRAWIAMY H&O

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo się cieszę i trzymam kciuki za dalsze sukcesy :) Mnie pewnie taka męka czeka z Ru, Baloo jest aniołem i mega fajnie się skupia przy innych pieskach :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Każdy ma jakies swoje problemy, nie ma ideału :)
    Ja też miałam podobny problem - Zula na widok innego psa zaczynała szczekać, a nawet chcieć atakować (strasznie się innych psów boi :/). Pomyślałam, że skoro jedzenie jest jej największą obsesją, trzeba to wykorzystać.
    I tak na widok innych psów, mówiłam ''Zula siad'' i grzecznie czekałyśmy dopóki ''nieprzyjaciel'' nie zniknął z horyzontu :D
    Metoda działa!

    OdpowiedzUsuń
  20. Rozpisałaś się w, tym poście, ale to dobrze ;).
    Nie wiedziałam, że ta metoda (spalenie miski), aż tak wam pomoże, w niecałe 30 dni takie efekty, jakie wy poczyniliście i to (tak jakby) domowymi sposobami (bo nie było z wami profesjonalnego trenera, jedynie stosowaliście się do rad z treningów) to coś niewiarygodnego. Gratuluję, świetnie że poczyniliście TAKIE DUŻE POSTĘPY, sama na pewno nie dałbym rady w tak krótkim czasie, przecież ja uczyłam sunie przywoływanie pół roku.
    Sama raczej nigdy nie spotkam się z problemem uciekania do psów, bo wiadomo, jakie problemy behawioralne posiada Fiona. To jest ten jeden malutki plus, który zauważam w jej lęku, przynajmniej trzyma się mnie i nie wybierze innego kogoś tylko pozostanie. Jedyne, co to, że kiedyś uciekła mi do człowieka, ale sama nie wiem czy chciała mnie bronić czy siebie. Wyleciała przed siebie, nie patrząc się na mnie i cały czas szczekając, to była dla mnie chwila grozy.
    Jeszcze raz gratuluję!

    H&F

    OdpowiedzUsuń
  21. Trzymam kciuki i wierzę że Wam się uda. Emet jest szczęściarzem ze ma taka panią. I zgadzam się z przedmówczynią - Twoj blog jest prawdziwy i szczery. Opowiada prawdziwą historię psiary i jej psa, gdzie nie wszystko jest w różowych kolorach i posłodzone pięknymi anegdotkami. Podziwiam !

    OdpowiedzUsuń
  22. Brawo dla Was ♥
    Że próbujecie, że się staracie, że się nie poddajecie, że Wam się chce i że oboje co najważniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ciężka praca i będzie lepiej! :) Sama mam podobnego psa, z dużymi pokładami energii. I faktycznie, odkąd skończyła 2 lata, pracuje nam się zdecydowanie lepiej. Teraz ma 4 i chyba najgorsze już za nami, choć cały czas musimy pracować, bo to pies, który bez pracy bardzo szybko się cofnie i wróci do złych nawyków. Ta energia po prostu musi gdzieś znaleźć ujście i nie jest to tylko bieganie za piłką a także, albo przede wszystkim praca umysłowa. :)
    Gratuluję wytrwałości i cierpliwości i oby tak dalej, a efekty będą coraz lepsze, widzę to po nas. :) Mój pies, od czasu regularnych treningów bardzo się zmienił. :)

    OdpowiedzUsuń
  24. jak widać treningi przyniosły efekt :) już to kiedyś pisałam, ale powtórzę- podziwiam Cię za cierpliwość i wytrzymałość :) jak mój pies (z tym, że ma dopiero trochę ponad rok, więc jest jeszcze młody) zaczyna po mnie skakać jak widzi że mam smycz to mi się odechciewa w ogóle z nim gdzieś iść bo się mnie nie słucha :(

    OdpowiedzUsuń
  25. W końcu przeczytałam ten post ! Cieszę się z tego bardzo że calutki przeczytałam. Powiem ci że noo jak piszesz to to naprawdę super !
    Emet się poprawił to dobrze ;) Myślę nad tym żeby swojej tak nie zrobić, żeby nie musiała chodzić na smyczy przy psie innym i te inne sprawy bez smyczy ;p
    Świetna metoda to nie ma co. U ciebie się sprawdziła, mam nadzieje że i u mnie zdziała coś ;3

    OdpowiedzUsuń
  26. Mamy ten sam problem - ekstytacja psami. Z chęcią wypróbuję tą metodę, ale mój pies jest jeszcze dosyć młody (rok i cztery miesiące) i jeszcze uczy się wielu rzeczy przez co podaję mu smaczki w różnych sytuacjach, np. jak przyjdzie na zawołanie, no i teraz nie wiem, czy podczas wyprowadzania psa z problemu musiałabym zaprzestać podawania smaków w innych sytuacjach, niż przy drugim psie? Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, ja nagradzałam również za przywołanie z racji, że też mamy z tym problem i nie mogłam nie nagradzać za to. Także myślę że nie ma innego wyjścia, ewentualnie jeśli pies przez to będzie miał problem ze zrozumieniem metody, zastosowałabym inną nagrodę np.za przywołanie super szarpak.

      Usuń

Prześlij komentarz